Eripe - 100 linijek szaleństwa (street singiel)

To wejście na pętle niedługo poznają wszyscy,
w tym mieście, bo pewne jest, że pokażę skillsy,
na werble dam pełne jadu pancze i linijki,
natrętnie, aż pęknie ci bania od tej wiksy,
100 linijek szaleństwa, a to dopiero przedsmak,
nadchodzi nowy mesjasz, pokażę na co mnie stać,
to rap dla tych kumatych, a poza tym jebać resztę,
spisali mnie na straty, ale im pokażę jeszcze,
wreszcie nieźle mogę dać im po pysku,
w każdym wersie rozliczę sie z nimi jak fiskus,
mam tu małą listę w kogo trzeba pierdolnąć,
opadną jak liście, gdy uderzy w nich 100 hit combo,
ciepli chłopcy, co dla sportu łykają nasienie,
w spodniach tak obcisłych, że mogłyby im mierzyć ciśnienie,
wanna-be raperzy, którzy chcą tu podpisywać czeki,
ciągle są w podziemiu, bo ich tracki to kopalnia beki,
na hipsterskie ścierwo od zawsze tutaj pluję,
kubkiem ze Starbucksa zadaję im rany kłute,
w sumie wszystkich mam w dupie, jaram się tylko sobą,
chyba przydałby mi się tu jakiś dobry proktolog,
a to dopiero prolog moich hymnów nienawiści,
rapu prorok, bedę zmorą waszą na pohybel wszystkim,
wygram ten wyścig bez otarcia potu ze skroni,
choć mógłbym się nawet cofnąć i tak nikt mnie nie dogoni
i nie potrzebuje broni, daj mi długopis i kartkę,
a tanie słowa zmienię w zdania, które są coś warte,
madness – choć to Kraków, nie Sparta,
sam wiesz, że kaftanów dla wariatów tu nie starcza,
walka o każdy oddech, ziomek,
jakbyś pogrzebany żywcem leżał w ogródku za domem,
odwracanie się plecami już nikogo tu nie dziwi,
niektórzy fałsz i obłudę mogą wpisać sobie w CV,
chociaż wydaje mi się, że w tym świecie pełnym kłamstwa,
często najgłupszym wyborem okazuje się prawda,
to prawda - nie lubię tej nagiej suki,
miała nas wyzwolić, a teraz każdy może ją kupić,
jutro i tak okaże się fałszem, więc to bez znaczenia,
zresztą coraz więcej osób nie ma nic do powiedzenia
i choć do nich nie należę, to też często milczę, kumasz?
bo po chuj mam mówić, skoro tylko udajesz, że słuchasz?
poczekaj, dam ci szczere wersy zaraz,
chciałbym być jak Goro, mógłbym pisać cztery teksty naraz,
a ty każdym byś się jarał i wiesz, że to prawda, bracie,
daj mi temat i miej pewność, że odnajdę się w temacie,
liryczne kung- fu, znów tu multum panczy,
twój trud na chuj tu, ból czuj, umrzyj, zgaśnij,
jesteś beznadziejny, wiem, że zjem cię na bitach,
nie żywię nadziei, niech ta kurwa zdycha,
wchodzę w beast mode, pizdo, lepiej idź stąd szybko,
nim zawisną ci, co myślą, że mogą wszystko,
zajmij się umieraniem i zostaw mi wersy,
mój zeszyt na rymy, to notatnik śmierci,
na piersi długopis zwisa mi z szyi dziś,
bo dla ciebie stanie się tym, czym dla Jezusa krzyż,
poznaj narko-rap, zły brat bliźniak łapie za stery,
poczujesz się jakbyś wdupcył kwasa wielkości A4,
niezapomniana faza, przed oczami gwiazdy,
odpływasz, jakbyś wciągnął naraz wiadro szałwii,
5 minut poza światem, lecz czas tu nie gra roli,
miej pewność, że powrót do rzeczywistości zaboli,
nie pierdol o sentymentach, bo dzisiaj zginiesz, kminisz?
we własnych ekskrementach, przećpany jak River Phoenix,
teraz mnie wini, a mówiłem taki będzie finisz,
leży na podłodze ślini się, reszta czeka już w linii, wiesz,
chyba już nie myślisz, że cię tu ocali zbawca,
zabiję cię niechybnie, nie chybię jak Ali Agca,
nie każdy jest gotowy, żeby wysłuchać tych słów,
wywlekam brudy z ciemnych zakamarków umysłu,
jebią mnie twoje paranoje i ruszam z nagonką,
płoną mi dłonie i fireballe rzucam jak Songo,
bolą mnie skronie, no to zdejmuję maskę jak Scorpion,
spalam cię żywcem i zjadam, byłeś tylko przekąską,
nie mam zamiaru zgrywać tu wybawiciela rapu,
chcę tylko swoje chore rozkminy przekazywać światu,
w kraju gdzie co drugi daje tanią pożywkę dla mas,
czuję się renegatem, jak Lorenzo Lamas,
ale chuj z tym, nie chcę walczyć z tym gównem,
będę robił swoje, dopóki nie wyląduje w trumnie,
do tego czasu mam zamiar tam wpędzać innych MC,
wiec niech zagryzają zęby i zaciskają pięści
i tak będę najlepszy, ambicja mnie rozpierdala,
mogę nie jeść i nie pić, lecz pozwól mi to pokazać,
skłamałbym mówiąc, że tylko po cichu na to liczę,
to nie rap do szuflady, puszczam gówno na ulice,
mów mi Timothy McVeigh, przez sposób w jaki działam,
typ znikąd wchodzi i od kopa wszystko rozpierdala,
dam wam hardcore, bragga i storytellingi,
jak w jednym ciele Vinnie Paz, K-Rhino i Slick Rick,
połączę flow Ruggeda z siłą Freddy’ego Foxxa
i zgarnę debiut roku jak La Coka Nostra,
potem nagle ogłoszę zakończenie kariery
i jak Eis odejdę niepokonany ze sceny,
scenariusz równie piękny, jak, kurwa, nierealny,
ale chuj z tym, i tak będę składał te panczlajny,
te 100 wersów to sposób na powiedzenie wam ‘siema’,
wejście z buta w grę bez zbędnego pierdolenia,
bo w tym mieście wielu MC, ale niewielu dobrych,
ci, którzy próbują zmienić to, łapią ode mnie propsy,
szukaj mnie na projektach, pierdol Empiku półki
i zapamiętaj, ziomek, Kraków jeszcze rozkurwi!

Ściągnij
Eripe - 100 linijek szaleństwa (street singiel) mp3!
Bez konta na rapidshare! Bez haczyków. Za darmo!
  • 1415 artystów
  • 2116 płyt
  • 2083 tekstów
  • 2632 teledysków
  • 8816 plików