Trzeci wymiar - Szkoda flow (gośc. Lasuch)
Siema Pores, co tam?
4 dni chata, kurwa, przypomina bunkier
Z góry rzut, fotel, stół zalany trunkiem
Ulic szum w tle, Null mówię ci jak kumpel
Nie mam weny, czuję pustkę, jest okrutnie
Na zegarkach dwudziesta czwarta szukam natchnienia
Dwudziesta czwarta podarta kartka do wyrzucenia
Dwudziesty czwarty bit leci z discmana
Dwadzieścia cztery dni człowieku już weny nie ma
Niby wszystko mam - kartka, długopis, ciemny pokój
Bitu partia, trochę konopi, no i święty spokój
Niby wszystko gra, lokum dwa na cztery wokół
Cisza, spokój i bit co działa jak opium
Szukam patentów, szybkich puent, skils'ów, punchów
Pomysłów, lirycznych cięć i dystansu
Szukam jak Copperfield magii
Lecz nie napiszę dziś, dziś pod ten bit sagi
Coś mi mówi pisz, pisz, ale wciąż bez rezultatów
Ej Pores śpisz, śpisz, no co ty? więc brachu ratuj
Muzyka gra tu, wciąż brak tematu do tego tracku
Ej, trwa tu jakieś fatum brachu więc sam nas ratuj
Mógłbym napisać kolejne reggae co łatwo wpada
Odpada, to nie lada wada, bo nie wypada nie składać
Ty, co? a może napiszemy bragga
Jak Jadakiss, spalimy cannabis, wpadaj
Raz, może na ten temat szkoda flow
Dwa, kartka, cztery ściany, woda, szkło
Trzy, może nic już nie ma ponad to
Wena, przywitam ją tak jak Conan tron
Raz, przywitam ją tak jak Conan tron
Dwa, może nic już nie ma ponad to
Trzy, kartka, cztery ściany, woda, szkło
Wena, ej, a może szkoda flow
To dla niej mógłbym skonać, bez niej byłbym nikim
Bez niej w domach nie było tej muzyki
Liryki, poetyki, nic nie miało by sensu
Nie napisałbym tych wersów, żadnego tekstu
Patenty, nie miałbym żadnych patentów
A te projekty nie byłyby tak bliskie memu sercu
Choć w tej chwili jej szukam, znaleźć ją to sztuka
Komu mam zaufać, ukaż się, sam siebie nie oszukam
Szukam jej na obrzeżach miasta spektakularnie
Mój start to falstart, kiedy w końcu ją znajdę
Kiedy w końcu mnie natchnie, zgubiłam koncentrację
Po drodze gdzieś zgubiłem orientację
Gdzieś zatraciłem w tym wszystkim pasję, sam nie wiem czemu
Choć to najmniejszy z moich problemów
Największym ona, wciąż nieobecna, mówią jej wena
Co teraz bez niej nic nie ma znaczenia
Na stole szklanka, patrz, tańczy na ściankach kac
Żar z niedopałka spadł i jak zapałka zgasł
Tylko ta lampka blask i brak na kartkach fraz
Płynie w zegarkach czas jakbym był w Alcatraz
Piszę po nocach już dziewięć lat, piszę po nocach
Znów nie wiem jak, lecz poznasz to po moich oczach
Już dziewięć lat słyszę to w blokach, tu drzemie rap
Piszę to do was już dziewięć lat, popatrz
Który to miesiąc, który to dzień, który tydzień
Idzie w przyciemnionym pokoju przy zeszycie
Siedzę i krzyczę wyczerpany tym kiczem
I gdy czekam, liczę, że coś mnie natchnie życiem
Szukam wyjścia z labiryntu własnych myśli
Słucham tych ścian, tych budynków, prawdy o bliźnich
Bezradnie czekam widząc jak czas mi kradnie zegar
Nie wiem jak wiele wersów spadnie w przepaść
Raz, może na ten temat szkoda flow
Dwa, kartka, cztery ściany, woda, szkło
Trzy, może nic już nie ma ponad to
Wena, przywitam ją tak jak Conan tron
Raz, przywitam ją tak jak Conan tron
Dwa, może nic już nie ma ponad to
Trzy, kartka, cztery ściany, woda, szkło
Wena, ej, a może szkoda flow
- 1415 artystów
- 2116 płyt
- 2083 tekstów
- 2632 teledysków
- 8816 plików